wtorek, 14 lipca 2015

To nie jest kraj dla wolnych ludzi


Ostatnio starannie zagłębiam się w lekturę książki pewnego znanego polskiego podróżnika. Urzeczony jego stylem i dowcipem pochłaniałem kolejne strony, dopóki nie natknąłem się na słowa, które zmusiły mnie do głębszej refleksji. Brzmiały one następująco: Tu jest Ameryka, nikt nie zadba o ciebie lepiej niż ty sam.” Cytat ten świetnie wpisuje się w klimat ostatniego święta, jakie obchodzono w Stanach Zjednoczonych, czyli 4 lipca. Święta podpisania Deklaracji Niepodległości i narodzin nowego państwa.  


Rodzimi socjologowie oraz inni eksperci postanowili pochylić się nad tematem i zastanowić, czemu Amerykanie tak chętnie i radośnie świętują swoją wolność, a w Polsce czy innych krajach europejskich nie widzimy podobnego wybuchu entuzjazmu z powodu naszych świąt narodowych. Być może odpowiedź jest najprostsza z możliwych: u nas wolności brak! Kiedy obywatel USA chce coś zrobić, po prostu to robi. Na jego drodze nie stają urzędnicy, politycy ani inni funkcjonariusze państwowi. To państwo jest dla obywatela, a nie na odwrót. I chociaż formalnie Polska istnieje od 996 r., a Stany Zjednoczone Ameryki od 1776 r., to my powinniśmy nadrabiać zaległości w podejściu do człowieka, jakie reprezentuje państwo zza oceanu. 


Mój dom, moje królestwo 

Czy aby na pewno? Nabywając działkę w kraju takim, jak Polska, stajesz się właścicielem jedynie wierzchniej warstwy trawnika. W sytuacji, gdy z naszej działki niespodziewanie wytryśnie fontanna ropy, będziemy musieli pogodzić się z faktem, że to państwo jest właścicielem czarnego złota. Niesprawiedliwość? Zapewne tak, ale cytując klasyka można rzec: taki mamy klimat. Inna sytuacja, kiedy nasze włości nawiedzi kret lub inny szkodnik niszczący uprawy. Czy możliwa jest szybka egzekucja najeźdźcy? Ależ skąd! Ów szkodnik jest własnością państwa, a na dodatek jest pod ochroną. Podniesienie ręki na kreta oznacza więc podniesienie ręki na państwo polskie i jego wymiar sprawiedliwości.

Do obrony przed wszelkiej maści szkodnikami najlepiej nadaje się broń. Dostęp do niej w kraju nad Wisłą jest jednak znacznie utrudniony, a i korzystanie jest ściśle regulowane. W oczach władz powszechny dostęp do broni zakończyć się może regularną strzelaniną na ulicach polskich miast. Koronnym przykładem na prawdziwość (a raczej pseudo prawdziwość) tego są relacje zza oceanu, kiedy to jakiś szaleniec dostaje się do szkoły i grozi wszystkim bronią. Nie oszukujmy się. Jeśli ktoś chce zdobyć broń do napaści czy sterroryzowania innych, to i tak ją zdobędzie. Ukradnie, kupi na czarnym rynku czy wydrukuje w drukarce 3D. Żyjemy w ponad 38 milionowym kraju i wariatów, jak przekonujemy się każdego dnia, u nas dostatek. Jednak takich zdolnych do masowych mordów jest zaledwie garstka. Ludzi gotowych zabić innych ludzi jest niewielu, gdyż wymaga to dużej determinacji i wytrzymałości psychicznej. Nieograniczony niczym (poza przypadkami stwierdzenia chorób psychicznych czy zaburzeń) dostęp do broni działałby też na zasadzie równowagi sił. Skoro ja jestem w stanie użyć mojego gnata, to wredny typ, który będzie chciał mi zrobić krzywdę, pomyśli dwa razy, gdyż mogę okazać się lepszym strzelcem niż on. Sam fakt posiadania broni nie determinuje jej użycia, podobnie jak fakt posiadania broni atomowej. Poza tym społeczeństwo, które posiada broń palną i potrafi się nią posługiwać, to duży plus na wypadek wojny czy apokalipsy zombie.


Piwko pod chmurką

Sprawa ma się różnie w kwestii spożywania alkoholu w miejscach publicznych, a konkretnie piwa. Różne państwa różnie się do tego odnoszą. Część krajów europejskich przyzwala na takie zachowania, inne (m. in. Polska) zdecydowanie obstają przy zakazie publicznego spożycia. Nawet Stany Zjednoczone, które wykazują liberalne podejście w wielu obszarach życia społecznego, w tym aspekcie nie złagodziły standardów. Co ciekawe, Polska nie przoduje w rankingach spożycia na tle całej UE, jesteśmy w tyle za takimi krajami jak Czechy czy Litwa. Nasza kultura picia, również niewiele się różni od tego jak to inne nacje zachowują się po konkretniejszym spożyciu. W czym więc problem? Najprawdopodobniej w tym, że zawsze można dopaść amatora złocistego płynu, który beztrosko będzie spacerował sobie z otwartą butelką. Mimo tego, że będzie zachowywał się spokojnie i kulturalnie (co najwyżej lekko bełkotał), zostanie przykładnie ukarany mandatem. Pieniądz nie śmierdzi, a szczególnie taki odebrany w imieniu prawa i porządku społecznego.

Zabrania się zakazywać

Przez długi czas łudziłem się, że wiele zakazów tworzonych jest z myślą o bezpieczeństwie obywateli. Otóż im dłużej żyję na tym łez padole, tym częściej przekonuję się, że lwia część restrykcji ma na celu nie tyle chronić, co być źródłem dochodu. Absurdalne przepisy, cynicznie wykorzystywane przez egzekwujących prawo, doprowadzają jedynie do zbiorowej frustracji i wzajemnej walki między tworzącymi przepisy a potencjalnymi przestępcami. Państwo traktuje obywateli jak dzieci, które muszą być uważnie prowadzone za rękę na codziennej drodze życia. Jeśli owemu dziecku w którymkolwiek momencie powinie się noga, to troskliwa władza ma za zadanie wymierzyć czułego klapsa. Oczywiście wszystko dla dobra wspomnianego szkraba.



Wolność rozważana może być w wielu aspektach. Jednym z nich może być ten, który zależy od nas samych. Nie od państwa, nie od urzędników, nie od rodziny, ale od tego, który spogląda na Ciebie kiedy stajesz przed lustrem. Wolność i niezależność od opinii innych, od cudzych osądów. Moim zdaniem to najwyższy stopień niezależności, jaki każdy człowiek może osiągnąć i do którego powinien dążyć. Wolność to jednak nie hasło opierające się na głośnym róbta co chceta. W swojej wolności możemy wszystko, ale nie wszytko przyniesie nam korzyść. Warto więc mądrze korzystać z danej nam swobody, tak aby przy tym szanować siebie i innych. W końcu wolność mojej pięści kończy się tam gdzie zaczyna się wolność cudzego nosa.