środa, 5 sierpnia 2015

Czego możemy się spodziewać po "Przebudzeniu Mocy"


Wszechobecne dźwięki wystrzałów lasera, głośne "Ahrrrrr" Chewiego i najsłynniejsza kwestia R2D2, czyli "bip bip bip". Odgłosy zwiastujące nam reaktywacje gwiezdnej sagi, która zawładnęła masową wyobraźnią. Seria "Star Wars" na stałe wpisała się w popkulturę. Odwieczna walka jasnej i ciemnej strony mocy rozpala serca fanów na całym świecie i zwiększa ilość zer na koncie Lucas Film. Czy ma jeszcze sens kontynuowanie opowieści o rycerzach Jedi w galaktyce dawno, dawno temu?



Muszę przyznać, że po wyjściu z sali kinowej po seansie "Zemsty Sithów" ogarnęła mnie swojego rodzaju nostalgia. Media szumnie zapowiadały zwieńczenie gwiezdnej sagi, a miniprodukcje w stylu serialu o wojnach klonów zdawały się potwierdzać fakt, że pełnometrażowe filmy z aktorami spod znaku miecza świetlnego zakończyły swój żywot. Mimo to wciąż skrycie wierzyłem, że Lucas nie powiedział w tej kwestii ostatniego słowa. Kiedy pojawiły się pierwsze pogłoski co do kontynuacji serii, wiedziałem, że moje modlitwy zostały wysłuchane. Premiera oficjalnego zwiastuna "Przebudzenia Mocy" w kwietniu tego roku sprawiła, że niecierpliwie zacząłem odliczać dni do polskiej premiery filmu. 




Można powiedzieć, że gwiezdna saga Lucasa to rozrywka, która łączy pokolenia. Pierwsze trzy części miały swoją premierę, kiedy mój ojciec był nastolatkiem. Kolejna trylogia przypadła na czasy mojego dzieciństwa. Wypadałoby, abym na kontynuację serii zabrał swojego syna (oczywiście gdybym go miał). Pozostaje mi przypomnieć sobie chłopięce lata i ruszyć do kina na najnowszą część gwiezdnych wojen, która ma nosić tytuł "Przebudzenie Mocy". Co kryje się za tym tytułem i czego możemy się spodziewać po najnowszej produkcji studia Disneya?

Ostatnia część serii "Powrót Jedi" kończy się spektakularnym zniszczeniem galaktycznego imperium oraz śmiercią ikony całej sagi o gwiezdnych wojnach, czyli Lorda Vadera. Rzewny koniec żywota złego Lorda Sithów wieńczy opowieść o życiu Anakina Skywalkera. Przebudzenie Mocy wprowadza nas w epokę postimperialną. Akcja filmu dzieje się około 30 lat po wydarzeniach z "Powrotu Jedi". Już w pierwszych sekundach zwiastuna widzimy zanurzony w piaskach pustyni gwiezdny krążownik. Ta scena symbolizuje upadek imperium i jest wyraźną konsekwencją zajść, jakie miały miejsce w "Poworcie Jedi". Piaszczysta planeta to Jakku, pustynia, która na pierwszy rzut oka przypomina znaną fanom serii Tatooine. Zaraz po wspomnianej scenie słyszymy znajomy głos Luka Skywalkera, który krótko opowiada o tym, jak sprawy z mocą mają się w jego rodzinie. Ciekawostka, na którą zwróciłem uwagę to fakt, że w narracji Skywalkera padają słowa: "Ma ją (moc) mój ojciec". Czy w sytuacji, kiedy Lord Hełmofon nie żyje, Luke nie powinien powiedzieć: "miał"? Czy potęga mocy sprawi, że upadły Jedi powstanie z grobu? Być może to nadinterpretacja, jednak mówienie o Vaderze w czasie teraźniejszym budzi podejrzenia. Kiedy pada owa kwestia, widzimy zniszczony hełm Lorda Sithów, który nawiasem mówiąc wygląda epicko i powinien być wystawiony na sprzedaż na ebayu. Oczywiście w tle nie mogło zabraknąć jego znaku firmowego, czyli ciężkiego sapania, jakie wydawał oddychając przez aparaturę. Jak kolejne części Gwiezdnych Wojen mają się obyć bez Lorda Vadera? Odpowiedź jest prosta: muszą! W innym wypadku nigdy nie dorównają poprzednim epizodom. 













Po krótkim wstępie i wprowadzeniu klimatu przez Luka przed oczami przewija nam się festiwal wystrzałów, pościgów, wybuchów i całej masy innych atrakcji, które doświadczymy podczas seansu. Wśród nowych postaci możemy zaobserwować czarnoskórego bohatera i urodziwą kobietę u jego boku, którzy odegrają znaczącą rolę w nowym epizodzie. W ich towarzystwie widzimy droida BB-8, który przez część fanów już został uznany za nieudaną wersję R2-D2. Według redaktorów portalu Making Star Wars, wspomniana postać kobieca ma na imię Rey i ma być córką Hana Solo i Lei. Czarnoskóry mężczyzna natomiast nazywa się Finn i ma być dezerterem służącym wcześniej jako szturmowiec, których zastępy także możemy dostrzec w zwiastunie. Stanowią oni znajomy widzom element uniwersum SW. Na uwagę zasługuje nowy design ich hełmów. Radosne oblicze zbroi bojowych sugeruje, że zmiana kierownictwa nie zepsuła im humorów. Do akcji wkracza nowy model srebrnego szturmowca, który zapewne stanowić będzie jednostkę elitarną w szeregach armii gwiezdnych żołnierzy. Podczas oglądania zwiastuna nie można nie zwrócić uwagi na wojownika ciemnej strony mocy, który posługuje się potrójnym mieczem świetlnym. Jak wiemy z doniesień prasowych nazywa się on Kylo Ren i jest jednym z Sithów pragnących wskrzesić potęgę ciemnej strony mocy. Swoją drogą ciekawić może kierunek, w jakim idą wariacje na temat miecza świetlnego i przerostu jego efektowności nad ergonomią. Aby jeszcze mocniej rozbudzić apetyt fanów na nową część SW, w trailerze nie mogło zabraknąć Sokoła Millenium i jego załogi Hana Solo i Wookiego. Nietypowy duet ponownie uraczy nas swoją obecnością na dużym ekranie. I choć czas nie oszczędził kapitana Solo (Chewbacca musi stosować markowe szampony przeciw siwiźnie), to wierzę, że to wciąż ten sam zawadiacki typ, którego poznaliśmy w kantynie Mos Eisley. 




Podsumowując: grudzień tego roku będzie bardzo gorący, jeśli chodzi o sale kinowe. Tak jak przez ostatnie 3 lata miesiąc ten stał pod znakiem pierścienia, tak teraz stanie pod znakiem miecza świetlnego. Od premiery "Zemsty Sithów" minęło dokładnie 10 lat. Tyle samo czasu fani czekali, aby znów usłyszeć z dużego ekranu: niech moc będzie z tobą. Pozostaje odliczać dni do premiery "Przebudzenia Mocy" i żyć nadzieją, że ta część nie będzie gwoździem do trumny całej serii, lecz godną kontynuacją starej dobrej sagi.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz