poniedziałek, 28 września 2015

To już jest koniec


Uderzenie meteorytu, globalny konflikt, głód lub zaraza. Scenariuszy jest wiele i wszystkie równie ponure. Każdy z nas zapewne nie jeden raz wyobrażał sobie, jak wyglądać będzie koniec naszego świata. Jakoś na pewno. W końcu wszystko, co ma swój początek, musi mieć i koniec. W natłoku codziennych spraw i przeżyciu od pierwszego do pierwszego, tego typu problem schodzi raczej na dalszy plan. Wszyscy pragnęliby szybkiego i bezbolesnego końca, jednak może się okazać, że świat będzie "umierał" w długich męczarniach. Ten krótki wstęp być może już Was zniechęcił, jeśli jednak nie, to zapraszam do dalszej lektury. 


Choć nie jestem jasnowidzem, to mogę spokojnie przewidzieć, że czas poprzedzający zagładę globu, będzie czasem górnolotnych czynów i nagłego skoku motywacji u osobników homo sapiens sapiens. Ludzie zaczną robić to, czego pragnęli całe życie. Zaczną realizować swoje plany i marzenia, które do tej pory odkładali w nieskończoność. Problem w tym, że koniec może nastąpić z minuty na minutę i żadne z nas nie otrzyma czasu na poprawę swojego życia. Natura człowieka jest dość leniwa i jesteśmy w stanie podjąć zdecydowane działania dopiero w momencie, kiedy mamy świadomość zbliżającego się końca. Tę prawdę dobrze znają studenci, którzy w przeddzień sesji są w stanie opanować materiał z całego semestru.  

W swoim życiu przeżyłem, już dwa duże końce świata. Jakby nie patrzeć to spore osiągnięcie i zastanawiam się czy nie wpisać ich do CV. Warto mieć doświadczenie, zanim nadejdzie właściwy armagedon. O tym, że przeżyłem pierwszą apokalipsę dowiedziałem się już po fakcie. Kto w wieku 9 lat przejmowałby się się takimi sprawami? To czas kiedy cały Twój świat obejmuje głównie trasę od domu do szkoły. Bardziej przerażający byłby fakt, że w środę w kiosku nie dostanę swojego ulubionego komiksu, niż niespodziewana zagłada ludzkości. Okazało się, że w roku 2000 wszystkie komputery na świecie miały nagle przestać działać z powodu pluskwy milenijnej. Problemem miał być sposób zapisu daty w epoce pierwszych komputerów. Zapisywano ją jedynie przy użyciu tylko dwóch ostatnich cyfr, przez co rok 1901, nie różnił się niczym od 2001. Okazało się jednak, że to bezpodstawna panika. Komputery nie oszalały od zmiany formatu datowania i nie zbuntowały się przeciw ludzkości. Życie tym razem oszczędziło nam scenariusza rodem z "Terminatora".

Kolejny koniec świata w moim życiu nastąpić miał z podobnego powodu. Dawno temu grupka astrologów z plemienia Majów stworzyła kalendarz, który ułatwiłby im pomiar czasu. Stwierdzili, że nie będą się wysilać i zakończą go na roku 2012. Oczywiście we współczesnym świecie wywołało to burzliwą dyskusję oraz wybuchy paniki wśród wyznawców teorii końca świata w 2012 r. Jak widać żyjemy dalej, a świat trwa w najlepsze. Pozostaje czekać, aż naukowcy odkopią kolejną starożytną teorie na temat końca wszystkiego.

Jak więc będzie wyglądał koniec świata jaki znamy? Czy możliwa jest apokalipsa zombie? Od paru lat gry, filmy i seriale pompują naszą świadomość takimi pomysłami. Nagle wybucha epidemia śmiertelnego wirusa, który zamienia ludzi w krwiożercze bestie. Znalezienie się po żadnej ze stron nie wydaje się być szczególnie atrakcyjne. Ubijanie żywych trupów może być fajne jedynie wtedy, kiedy patrzymy na to przez ekran komputera lub w telewizji. W każdym innym wypadku to scenariusz równie przerażający co nierealny. Jeśli wybuchnie jakakolwiek epidemia, to prędzej uśmierci ludzi, a nie sprawi że zaczną mordować innych. Tak czy owak, takie kwestie możemy zostawić twórcom filmów. Jednak mimo całego zdrowego rozsądku zasada "na wszelki wypadek" radzi zaopatrzyć się w broń i zapas amunicji.

Co w kwestii końca świata głoszą religie? Mimo, że w wielu kwestiach wyznania nie potrafią dojść do porozumienia, w tym wypadku są wyjątkowo zgodne. W większości mowa jest o wojnach i konfliktach na skalę światową. Szerzących się chorobach i zarazach. Nie zabraknie także klęsk żywiołowych. Wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, powodzie - to tylko niektóre z eventów planowanych na zakończenie projektu "Ziemia". Mowa jest również o tym, że ludzie staną się wobec siebie wrodzy i agresywni. Jakby nie patrzeć takie rzeczy działy się już wiele razy na przestrzeni dziejów, a nasz świat wciąż trwa. Religie przekazują wiele ogólnych i niejednoznacznych opisów końca świata. Ci, którzy liczą na konkrety, niestety się zawiodą.


Nawet teraz, pisząc ten tekst słyszę doniesienia o tym, że potencjalna apokalipsa szykuje się na najbliższe dni (a ja już mam plany na weekend...). Kolejny meteoryt, kolejni imigranci bla, bla bla... Czy koniec nadejdzie dziś, jutro czy za 100 lat, nie należy się tym specjalnie przejmować. Należy chwytać życie pełnymi garściami i jak mawiał poeta, żyć każdym dniem, jakby był tym ostatnim. Być może brzmi to banalnie, jednak jest to recepta na to, by u progu końca móc rzec: niczego nie żałuję. Szkoda czasu na zastanawianie się czy 15-minutowa awaria facebooka była opisana w Apokalipsie św. Jana i zwiastuje nadejście końca naszej epoki. Nasze życie może skończyć się w każdej chwil, a tym samym i nasz mały prywatny świat. I chociaż dywagacje w stylu: "czy istnieje życie po śmierci?", to temat na odrębny wpis. To kto powiedział, że koniec świata musi oznaczać nasz koniec?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz