niedziela, 25 października 2015

Co przyniesie jutro?

Takiego scenariusza nie przewidziałby wróż Dawid. PiS na czele, PO w ogonie. Niby nic dziwnego, ale jednak człowiek czuje jakiś dysonans. Sytuacja się zmienia. Przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Państwo wyznaniowe? Ciemnogród? Republika kościelna? Z lampką wina człowiek przypatruje się i rozważa swój los. W międzyczasie czyta komentarze na facebooku i stara się zrozumieć, wyjątkowo umiarkowany wylew hejtu. 


Wspólnie z kolegą blogerem, Łukaszem poczuliśmy się wywołani do tablicy.

Powracają jak refren w nudnej piosence tematy smoleńska, pancernej szafy w której ukrywa się Macierewicz i masowej emigracji. Jak widać wielu w nieskończoność odkłada plany o wyjeździe. Być może pakują dobytek z państwa znajdującego się w ruinie. Kto przegrał? Demokracja, to pewne. Frekwencja wynosząca około 51,6 % to śmiech na sali. Okazuje się, że większość społeczeństwa żąda praw, z których tak naprawdę w ogóle nie korzysta. No bo czy ruszenie tyłka raz na 4 lata, żeby postawić krzyżyk na kartce to taki wielki wysiłek? Niech każdy odpowie sobie na to sam. 

Tymczasem cieszy duża roszada w sejmie. Pojawienie się partii Kukiz w składzie to na pewno inwestycja w nową jakość. Nowoczesna? Hmmm izraelscy bankierzy mają w końcu jawną reprezentację. PSL jest jak film, "Niekończąca się opowieść", myślę, że ich obecności w sejmie możemy się spodziewać do końca świata i o jeden dzień dłużej. Co do partii KORWIN to bez względu na wszystko uważam, że przekroczenie progu należy im się jak psu buda. Należy docenić wysiłki przede wszystkim młodych ludzi działających w tym ruchu. Ugrupowanie RAZEM? WOW! Dowód na to, że media to rzeczywiście czwarta władza. W 3 dni udało im się osiągnąć ponad 4 %, dzięki wzmożonej promocji przez media. Dwie główne partie? Wynik PO to konsekwencja ich działań i decyzji. Wszelkie żale i pretensje są wielce nieuzasadnione. Wynikają one jedynie z niezrozumienia sytuacji i tego, że naprawdę oderwali się od rzeczywistości. Gratuluję zwycięstwa Jarkowi i temu, że wyskoczył z kapelusza. Jednak nie o zwycięstwo partii tu chodzi. Najważniejsze jest zwycięstwo Polski i miejmy nadzieję, że za tej kadencji do tego właśnie dojdzie.

"Zapisane na maszynie", Bartosz Orzechowski

Zdanie Łukasza:
Wybory parlamentarne nie przyniosły właściwie większego zaskoczenia. Można by powiedzieć, że wyniki dało się wywróżyć z fusów w kawie, co zresztą dzielnie czynił od samego rana #bazarek wraz z całą Twitterową społecznością. I nie było w tym nic złego - ceny pistacji, pomidorów i ciasteczek bawiły wielu Polaków przez tych kilka godzin oczekiwania i nadziei, by w końcu połączyć nas we wspólnym „bulu”.

Prawdę powiedziawszy nie mogę się doczekać wszystkich komentarzy, których będę słuchał przez najbliższy miesiąc, że z powodu wygranej PiSu większość moich znajomych opuszcza kraj i leci razem z córką premier Kopacz do Kanady, by zapuścić brodę i zostać drwalem. Ja tu natomiast zostanę i cierpliwie poczekam na jakiekolwiek zmiany, bo te… jeśli kiedykolwiek nadejdą, to nie prędzej jak za 50 lat. Czy to będą pistacje, czy pomidory, czy nawet umywalki - wszystko jedno. Wszyscy oni „po godzinach” przecież spotykają się przy jednym stole, by wspólnie obalić niejedną butelkę wysokoakcyzowych trunków. Więc jaka różnica, czy nazwiemy to katarem, czy przeziębieniem?

Co do Pawła Kukiza i Ryszarda Petru - miło, że wpadliście. Szkoda jednak, że PSL nie doczeka się wicepremiera, bo na jego stanowisku zasiądzie jeden z rezydentów Wawelu. Poza jednak całą tą średniowieczną otoczką nie powinno zmienić się zupełnie nic.

Wspólnie więc zaśpiewajmy…

"O wszystkim i o niczym", Łukasz Heger

Blog Łukasza :)




czwartek, 22 października 2015

Jak dobrze być nieszczęśliwym!

Tytuł może sugerować, że tekst ten będzie rzewnym lamentem emo ludka, który kończy szkicować żyletką mapę topograficzną Czechosłowacji na swoich plecach. Prawda jest taka, że będzie to autentyczne wyznanie tego, co dobrego dać nam może smutek. Dobrze przeczytaliście. Uczucie, delikatnie mówiąc: niepożądane przez wielu, okazuje się być często trampoliną do wielkich zmian. Odłóżcie więc na bok wszelkie antydepresanty i wszystko, co wciągacie, aby ujrzeć tęczę przed oczami. Ten tekst pokaże Wam, że na jej końcu nie ma garnca ze złotem. Deszcz za to niczym chrzest, obmywa i przygotowuje nas do wkroczenia w nową rzeczywistość. 


Świat, w którym żyjemy, nie sprzyja nieszczęśnikom. Chociaż Dr. House miał wielu fanów, to niewielu chciałoby dzielić jego los. Media pakują nam do głowy przekaz, że wszyscy mamy być radośni i uśmiechać się na każdym kroku jak kretyni. Jesteśmy bombardowani przekazem w stylu "myśl pozytywnie, to osiągniesz sukces i przyciągniesz do siebie ludzi". W reklamach czy na okładkach kolorowych czasopism widzimy uśmiechnięte twarze. Jeśli nie jesteś szczęśliwy, to zwyczajnie nie pasujesz do utopijnego społeczeństwa, wykreowanego przez współczesne media i powinieneś zostać wykluczony. W tym całym szaleństwie zapomnieliśmy, że smutek to emocja, jak każda inna i widać jest nam do czegoś potrzebna. 

Nieszczęśliwe sytuacje czy niepowodzenia najczęściej zmuszają nas do zmiany. Sprawiają, że nie zatrzymujemy się w miejscu, ale z dnia na dzień stajemy się coraz lepszą wersją siebie. Radość to przyjemne uczucie, jednak w gruncie rzeczy nie jest ono zbyt budujące. Gdybyśmy żyli wciąż zadowoleni, nie czulibyśmy potrzeby do rozwoju. Problem w tym, że wielu postrzega smutek jako coś niechcianego i za wszelką cenę próbuje go unikać. Często stosując przy tym różnorakie używki. To błąd! To jak próba zakneblowania wewnętrznego głosu, który woła do nas coś w stylu: "Stary Twoje życie się wali! Rusz tyłek i zrób coś z tym, bo inaczej będziemy tkwić w tym szambie".

Jednym z cytatów, który często przywołuję jest: "W życiu nie chodzi o to żeby przeczekać burzę, lecz by nauczyć się tańczyć w deszczu". Moim zdaniem jest to kwintesencja tego, czym tak naprawdę jest nasze życie. Tak już jest, że złe rzeczy będą się przytrafiać dobrym i złym ludziom. Niezależnie od tego czy dokarmiasz biedne dzieci z Somalii, czy jesteś jednym z tych wrednych kolesi, którzy jadą 40 km/h lewym pasem jezdni. Życie prędzej czy później Cię dopadnie i da tęgi wycisk. Pytanie: jak Ty zachowasz się w tej sytuacji. To nasze podejście decyduje o tym, czy nieszczęście, które nas spotkało, doprowadzi do polepszenia jakości naszego życia. Jeśli potraktujemy przeciwności losu jak wyzwanie, to odkryjemy w sobie pokłady odwagi i determinacji, o jakich wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Okaże się, że mamy realny wpływ na zmianę naszej sytuacji. Myślę, że nieszczęścia, jakie nam się przydarzają sprawiają, że rozwija się nasza samoświadomość. Jedyny problem to zrobić pierwszy krok w tym kierunku.



















Jak nieszczęścia wyzwalają z nas nasze ukryte pokłady energii można zaobserwować na przykładzie wielu filmów, czy książek. Główny bohater w swojej wędrówce napotyka na trudności. Nadchodzi moment w jego życiu, który sprawia, że staje się ono gorsze. Bruce Wayne traci rodziców, Shrek traci swoją samotnię na bagnie, Andy Dufrense trafia do więzienia Shawshank, a Kevin... zostaje sam w domu. Ten schemat powtarza się wielokrotnie. Dopiero przykre sytuacje życiowe sprawiają, że wspomniane postacie uwalniają swój potencjał. Podobnie jest z nami. Często nie wiemy nawet, kim moglibyśmy być, dopóki się tym kimś nie staniemy. Sami nie jesteśmy w stanie zmobilizować się do działania, póki los nie przyprze nas do muru. Patrząc na efekty sytuacji krytycznych w naszym życiu, można by rzec, że byłyby one przez nas wręcz pożądane.

I ja w pewnym momencie swojego życia znalazłem się w nieciekawym położeniu. Moja sytuacja była dla mnie skrajnie nie do zaakceptowania, ale wmawiałem sobie, że tak musi być. Inni są zadowoleni, poklepują mnie po plecach i kibicują. Jest stabilnie, lecz... niedobrze. Mnie to nie satysfakcjonowało. Czułem się nieszczęśliwy i jasno widziałem, że znalazłem się w swoim życiu na drodze, na której nigdy nie chciałem się znaleźć. W tym czasie stało się dla mnie jasne to, czego pragnę. Poczułem wyjątkowo silną motywację do tego, by coś zmienić. I to nie kiedyś tam w grudniu po południu, ale tu i teraz. Potrzebowałem tylko odrobiny odwagi, by ruszyć naprzód. Aż tyle i tylko tyle.

Być może czytasz teraz ten tekst w słonecznej Kalifornii, a modelka donosi Ci drinki z palemką i uprzyjemnia czas prężąc swoje jędrne ciało na leżaku obok. Zastanawiasz się, czy teraz powinieneś szukać problemów i nieszczęść w swoim życiu? Absolutnie nie! Urodziliśmy się po to, żeby być szczęśliwymi. To jednak nie wyklucza tego, że los prędzej czy później sprowadzi na nas jakieś trudności. Wtedy właśnie powinniśmy być przygotowani i nie obwiniać całego świata za swoje problemy, tylko wziąć je na klatę. Potraktujmy problemy i przykre sytuacje jak trening, który ma rozwinąć nasze mentalne muskuły. Nieszczęścia się zdarzają, ale to nie powód do tego żeby być nieszczęśliwym.