wtorek, 9 czerwca 2015

Nie rób krzywdy swojemu dziecku!


Dziecko przeszkadza, hałasuje, wymaga ciągłej uwagi, więc puśćmy mu bajkę z laptopa! Kupimy w ten sposób półtorej godziny spokoju...

Bajkę... Tylko jaką bajkę? Najlepiej jakąś współczesną kreskówkę. Wybieramy po okładkach albo plakatach. Mamy coś interesującego. Dziewczynka w towarzystwie kotka i pluszowej lalki przygląda się małym, świecącym drzwiczkom. Stary motyw magicznego przejścia ukrytego w domu kojarzy się nam trochę z „Opowieściami z Narnii”. Włączamy więc animację dziecku. To „Koralina i tajemnicze drzwi”. Zostawiamy dziecko samotnie z filmem. Nie zauważyliśmy, że to horror dla dorosłych. Na ekranie czarownica porywa dzieci, żeby wydłubać im oczy...




Może wybraliśmy inną bajeczkę? Może zainteresował nas plakat z małym reniferkiem? Wygląda jak europejska wersja „Bambi”, tylko że robiona na komputerach. „Renifer Niko ratuje święta” i później „...ratuje brata”. Podczas projekcji mały widz dowiaduje się, że rodzice głównego bohatera się rozwiedli. A w zasadzie to spędzili ze sobą tylko jedną noc. Ojciec w ogóle nie chce mieć z rodziną nic do czynienia. Matka poznaje nowego partnera. Partner też ma dziecko z poprzedniego związku. Tak więc przyszywani bracia muszą się zaakceptować. Na koniec ich rodzice wydają na świat kolejne dziecko, które jest półbratem dla obu reniferków. Mały widz dość brutalnie zostaje uświadomiony, że nie znając nawet czyjegoś imienia, można mieć z nim dziecko.



„Za mało jest na świecie miłości. Odwróćcie się do sąsiada! Poczochrajcie go troszkę, a potem bara-bara” – z jakiego filmu to tekst? Dla ułatwienia podam kolejny: „Udam się teraz do mojej samotni i będę przedłużał gatunek. No, moje panie, która najpierw?”. To lista dialogowa z nagrodzonego Oscarem „Happy Feet: Tupot małych stóp”. Zapewniam, że oglądając pierwsze 15 minut nie zgadniemy, jakie ciekawostki z życia seksualnego pingwinów dziecko pozna przez kolejne półtorej godziny.




Oczywiście, że istnieją piękne, wzruszające współczesne animacje dla dzieci z wartościowym przesłaniem. Jak je odnaleźć wśród zalewu ideologicznego lub okultystycznego badziewia? Pewnie myślisz, Drogi Czytelniku, że z pomocą przyjdą recenzenci. Kto recenzuje filmy dla dzieci w największym polskim serwisie filmowym? Między innymi stały współpracownik „Playboya”. Nazwiska oszczędzę, podobnie jak nazwy serwisu, choć sam się tam chwali taką biografią. W takim razie trudno się dziwić, że – na ogół – internetowym recenzentom nie przeszkadzają seksualne aluzje w dialogach czy animacji postaci.

„Cóż więc mamy czynić?” – ewangelicznie mogliby zapytać rodzice. Nie mam złotej rady. Na pewno ani uśmiechnięta, zielona buźka w telewizji, ani nagroda Akademii, ani przychylna opinia „stałego współpracownika Playboya” nie powinny osłabiać czujności tych, którzy przed ołtarzem przysięgali po katolicku wychować swoje dzieci. W tym przypadku najlepsze, i zarazem najtrudniejsze, rozwiązanie składa się z dwóch elementów. Po pierwsze warto ze swoim dzieckiem jak najczęściej rozmawiać. Wtedy będziemy mogli poznać i na bieżąco wyprostować mądrości, które mały widz przyswoił z ekranu.

Po drugie filmy dla dzieci warto weryfikować. Osobiście próbuję to robić i wyniki analiz publikuję na swojej stronie w internecie. Mam nadzieję, że zarówno ten tekst, jak i wspomniana strona, okażą się dla Państwa pomocą.

Paweł Kostowski

http://filmydladzieci.net/

Autor prowadzi stronę FilmyDlaDzieci.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz